Wydawać by się mogło[1],
że aby poprawić ogólną sprawność fizyczną społeczeństwa powinniśmy zacząć od
szkoły podstawowej. Teren ten uważa się za najbardziej kluczowy w podnoszonym
często problemie cherlawości i sztywności ruchowej naszych dzieci, a także stanu
ich zdrowia. Najważniejszym zatem punktem w rozważaniach nad kulturą fizyczną
stało się zagadnienie treści i ilości zajęć wychowania fizycznego jako
przedmiotu szkolnego. W zbliżonych kategoriach rozumowania dyskusja toczy się
wokół szkół średnich i wyższych, zakładów pracy itp. Odzywają się też głosy,
aby zwrócić uwagę na przedszkola, nie mówi się chyba jedynie o żłobkach –
chociaż wbrew pozorom nie byłoby to wcale takie bezsensowne i śmieszne,
czy niepoważne. Oczywiście ta ostatnia myśl jest bardzo daleka, a nawet
przeciwna, od tradycyjnego pojęcia wychowania fizycznego, tym bardziej zaś od
treningu sportowego.
Dziecko
wstępujące w progi przedszkolne i szkolne charakteryzuje się poważnymi już
zaniedbaniami wychowawczymi w dziedzinie rozwoju psychoruchowego, a więc w
zakresie zarówno aktualnej sprawności ruchowej, jak i określonych, i to już w
miarę trwałych, nawyków dotyczących angażowania się emocjonalnego w interesujące
nas tu działania. Jakże często już na tym etapie rozwojowym przytłumiona bywa
potrzeba ruchu. A jeżeli jest jeszcze ona w miarę silna, to z kolei zaniedbania
w zakresie sprawności aparatu ruchowego nie pozwalają na swobodną jej
realizację. Zbyt pochopnie odwołujemy się wówczas do roli czynników wrodzonych.
Tak
jak nabywa się w całym okresie niemowlęco-żłobkowo-przedszkolnym wszelkie
predyspozycje do odpowiedniego stylu działania, sposobu rozumowania,
umiejętności kojarzenia różnorodnych zjawisk i pojęć, tak samo niezbędny staje
się proces przygotowujący do podjęcia różnorodnych działań ruchowych. W
przypadku szkoły podstawowej już w klasie pierwszej widoczne są wyraźne
dysproporcje w sprawności ruchowej. Jedynie o małym procencie uczniów można
powiedzieć, że mają prawidłowy w tym wieku poziom sprawności, mierzony jednak
nie typowymi i podstawowymi dla sportowych działań metodami, lecz globalną
oceną dotyczącą na przykład stanu koordynacji ruchowej, wyobraźni przestrzennej
w ścisłym związku ze znajdującym się w tej przestrzeni własnym ciałem.
Zasadnicze w powyższym względzie braki trudno jest wyeliminować nawet
podczas sześciu godzin wychowania fizycznego. Nie oznacza to oczywiście, że problem
wymiaru godzin będzie w tym ujęciu sprawą obojętną. Owe sześć godzin stanowić
powinno program minimum w dążeniu do eliminowania błędnych nawyków, i to
zarówno ruchowych, jak też w sferze motywacji i postaw wobec wszelkich działań o
charakterze ruchowo-sportowym. Będziemy tu więc mieli do czynienia przede
wszystkim z zapobieganiem dalszemu pogłębianiu się zaniedbań rozwojowych.
Natomiast problematyka młodzieży bardzo sprawnej zawierać się będzie głównie w
strukturze organizacyjnej sportu szkolnego, w luźniejszym pozostając związku z
interesującą nas tu masową kulturą fizyczną. Źródeł zarysowanego powyżej stanu
jest na pewno bardzo dużo. Chodzi jednak przede wszystkim o te najistotniejsze,
zależne w głównej mierze od postaw i działań rodzicielskich.
Dzieci
przychodzące do szkoły nie potrafią posługiwać się skakanką, rakietą do kometki,
jakąkolwiek piłką podczas jakichkolwiek z nią zajęć. Jako rodzice często nie
zastanawiamy się nad tym, że tego typu zabawki kupować należy nawet wówczas,
gdy nie mamy w planach „zrobienia” z naszego dziecka jakiegoś mistrza świata,
czy jedynie pobliskiej okolicy. Przybory tego typu są niezbędne dla
kształtowania prawidłowego rozwoju fizycznego, który przecież warunkuje także
dobre samopoczucie psychiczne w grupie rówieśniczej, jako że nie jest się
wówczas tzw. fajtłapą. Nasuwa się tu również pytanie o zapomniane, a nie tak
dawno jeszcze powszechne i nieobce rodzicom gry w klasy, klipę, palanta, zośkę
i inne. Być może przeżyły się, lecz cóż proponujemy dzieciom w ich miejsce –
hazardowe gry zręcznościowe, automaty? Śledząc problem wnikliwie, zdamy sobie zapewne
sprawę, że omawiane tu zaniedbania nie zaczynają się na etapie przysłowiowego
już palanta, bo całe zło rodzi się o wiele wcześniej. Wystarczy przyjrzeć
się krytyczniej preferowanym przez rodziców tradycyjnym sposobom pielęgnacji
swoich dzieci już w okresie niemowlęcym – jakże wiele moglibyśmy tu dostrzec
nawyków hamujących swobodny rozwój ruchowy dziecka.
W
dyskusjach nad kulturą fizyczną obnażają się nasze przeświadczenia o wyłącznej
roli szkoły w prawidłowym kształtowaniu jakości tej kultury. Szkoła ma więc
nadrabiać przede wszystkim zaniedbania wynikające z konkretnego stylu
funkcjonowania środowiska rodzinnego, gdzie brak było miejsca i czasu, a przede
wszystkim właściwego spojrzenia na ważność w życiu człowieka tak naturalnej
potrzeby ruchu, której prawidłowe zaspokajanie to podstawa w uzyskiwaniu
wysokiej sprawności w zakresie kierowania swoim ciałem, kierowania
inspirowanego myślą i wyobrażeniem. Warto, abyśmy jako rodzice uświadomili
sobie, jak wielką możemy wyrządzić krzywdę swoim pociechom patrząc na nie
jedynie przez pryzmat zniszczonego ubrania, siniaków, brudnych i podrapanych
kolan itp.
Jaki
wniosek można wysnuć z tych – dalekich przecież od optymistycznego tonu –
stwierdzeń? Wydaje się, że należy umożliwić dzieciom realizację koniecznych dla
ich rozwoju różnych i wielu działań przez między innymi poświęcanie im więcej
czasu, przede wszystkim jednak musimy wyczuwać ich potrzeby. Nie wystarczy
puścić dziecko na podwórko, aby się bawiło, bo któż i kiedy ukaże jemu
estetyczne wartości kontaktu z lasem, łąką, wodą w różnych porach dnia i roku?
A to jest przecież bardzo istotne w procesie kształtowania w dzieciach nawyków
do bezinteresownego traktowania działań ruchowych, jako że przyjemnie jest
przebywać, spacerować czy biegać w otoczeniu, które się lubi. Od częstego
przebywania nad wodą jest już nieduży krok do nauczenia się pływania. Nastrój
lasu, jego zapach, poszycie, gwar ptactwa oraz drzemiąca w dzieciach bardzo
silna potrzeba ruchu wystarczają, by poderwać się do biegu. Nie powinniśmy więc
dopuścić do tego, aby dzieci zasklepiały się wyobrażeniowo i poznawczo w określonych
„rewirach” podwórek i klatek schodowych.
A
może my, dorośli, w tym szalonym tempie życia i jego uciążliwościach
zatraciliśmy po prostu wartości dla tego życia najważniejsze?
[1]
Śliwiński Wł., Zagrać w klipę, palanta i w zośkę,
SPORTOWIEC 1983, nr 25.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz