niedziela, 10 grudnia 2017

Zagrać w klipę, palanta i zośkę

Wydawać by się mogło[1], że aby poprawić ogólną sprawność fizyczną społeczeństwa powinniśmy zacząć od szkoły podstawowej. Teren ten uważa się za najbardziej kluczowy w podnoszonym często problemie cherlawości i sztywności ruchowej naszych dzieci, a także stanu ich zdrowia. Najważniejszym zatem punktem w rozważaniach nad kulturą fizyczną stało się zagadnienie treści i ilości zajęć wychowania fizycznego jako przedmiotu szkolnego. W zbliżonych kategoriach rozumowania dyskusja toczy się wokół szkół średnich i wyższych, zakładów pracy itp. Odzywają się też głosy, aby zwrócić uwagę na przedszkola, nie mówi się chyba jedynie o żłobkach – chociaż wbrew pozorom nie byłoby to wcale takie bezsensowne i śmieszne, czy niepoważne. Oczywiście ta ostatnia myśl jest bardzo daleka, a nawet przeciwna, od tradycyjnego pojęcia wychowania fizycznego, tym bardziej zaś od treningu sportowego.
Dziecko wstępujące w progi przedszkolne i szkolne charakteryzuje się poważnymi już zaniedbaniami wychowawczymi w dziedzinie rozwoju psychoruchowego, a więc w zakresie zarówno aktualnej sprawności ruchowej, jak i określonych, i to już w miarę trwałych, nawyków dotyczących angażowania się emocjonalnego w interesujące nas tu działania. Jakże często już na tym etapie rozwojowym przytłumiona bywa potrzeba ruchu. A jeżeli jest jeszcze ona w miarę silna, to z kolei zaniedbania w zakresie sprawności aparatu ruchowego nie pozwalają na swobodną jej realizację. Zbyt pochopnie odwołujemy się wówczas do roli czynników wrodzonych.
Tak jak nabywa się w całym okresie niemowlęco-żłobkowo-przedszkolnym wszelkie predyspozycje do odpowiedniego stylu działania, sposobu rozumowania, umiejętności kojarzenia różnorodnych zjawisk i pojęć, tak samo niezbędny staje się proces przygotowujący do podjęcia różnorodnych działań ruchowych. W przypadku szkoły podstawowej już w klasie pierwszej widoczne są wyraźne dysproporcje w sprawności ruchowej. Jedynie o małym procencie uczniów można powiedzieć, że mają prawidłowy w tym wieku poziom sprawności, mierzony jednak nie typowymi i podstawowymi dla sportowych działań metodami, lecz globalną oceną dotyczącą na przykład stanu koordynacji ruchowej, wyobraźni przestrzennej w ścisłym związku ze znajdującym się w tej przestrzeni własnym ciałem.
Zasadnicze w powyższym względzie braki trudno jest wyeliminować nawet podczas sześciu godzin wychowania fizycznego. Nie oznacza to oczywiście, że problem wymiaru godzin będzie w tym ujęciu sprawą obojętną. Owe sześć godzin stanowić powinno program minimum w dążeniu do eliminowania błędnych nawyków, i to zarówno ruchowych, jak też w sferze motywacji i postaw wobec wszelkich działań o charakterze ruchowo-sportowym. Będziemy tu więc mieli do czynienia przede wszystkim z zapobieganiem dalszemu pogłębianiu się zaniedbań rozwojowych. Natomiast problematyka młodzieży bardzo sprawnej zawierać się będzie głównie w strukturze organizacyjnej sportu szkolnego, w luźniejszym pozostając związku z interesującą nas tu masową kulturą fizyczną. Źródeł zarysowanego powyżej stanu jest na pewno bardzo dużo. Chodzi jednak przede wszystkim o te najistotniejsze, zależne w głównej mierze od postaw i działań rodzicielskich.
Dzieci przychodzące do szkoły nie potrafią posługiwać się skakanką, rakietą do kometki, jakąkolwiek piłką podczas jakichkolwiek z nią zajęć. Jako rodzice często nie zastanawiamy się nad tym, że tego typu zabawki kupować należy nawet wówczas, gdy nie mamy w planach „zrobienia” z naszego dziecka jakiegoś mistrza świata, czy jedynie pobliskiej okolicy. Przybory tego typu są niezbędne dla kształtowania prawidłowego rozwoju fizycznego, który przecież warunkuje także dobre samopoczucie psychiczne w grupie rówieśniczej, jako że nie jest się wówczas tzw. fajtłapą. Nasuwa się tu również pytanie o zapomniane, a nie tak dawno jeszcze powszechne i nieobce rodzicom gry w klasy, klipę, palanta, zośkę i inne. Być może przeżyły się, lecz cóż proponujemy dzieciom w ich miejsce – hazardowe gry zręcznościowe, automaty? Śledząc problem wnikliwie, zdamy sobie zapewne sprawę, że omawiane tu zaniedbania nie zaczynają się na etapie przysłowiowego już palanta, bo całe zło rodzi się o wiele wcześniej. Wystarczy przyjrzeć się krytyczniej preferowanym przez rodziców tradycyjnym sposobom pielęgnacji swoich dzieci już w okresie niemowlęcym – jakże wiele moglibyśmy tu dostrzec nawyków hamujących swobodny rozwój ruchowy dziecka.
W dyskusjach nad kulturą fizyczną obnażają się nasze przeświadczenia o wyłącznej roli szkoły w prawidłowym kształtowaniu jakości tej kultury. Szkoła ma więc nadrabiać przede wszystkim zaniedbania wynikające z konkretnego stylu funkcjonowania środowiska rodzinnego, gdzie brak było miejsca i czasu, a przede wszystkim właściwego spojrzenia na ważność w życiu człowieka tak naturalnej potrzeby ruchu, której prawidłowe zaspokajanie to podstawa w uzyskiwaniu wysokiej sprawności w zakresie kierowania swoim ciałem, kierowania inspirowanego myślą i wyobrażeniem. Warto, abyśmy jako rodzice uświadomili sobie, jak wielką możemy wyrządzić krzywdę swoim pociechom patrząc na nie jedynie przez pryzmat zniszczonego ubrania, siniaków, brudnych i podrapanych kolan itp.
Jaki wniosek można wysnuć z tych – dalekich przecież od optymistycznego tonu – stwierdzeń? Wydaje się, że należy umożliwić dzieciom realizację koniecznych dla ich rozwoju różnych i wielu działań przez między innymi poświęcanie im więcej czasu, przede wszystkim jednak musimy wyczuwać ich potrzeby. Nie wystarczy puścić dziecko na podwórko, aby się bawiło, bo któż i kiedy ukaże jemu estetyczne wartości kontaktu z lasem, łąką, wodą w różnych porach dnia i roku? A to jest przecież bardzo istotne w procesie kształtowania w dzieciach nawyków do bezinteresownego traktowania działań ruchowych, jako że przyjemnie jest przebywać, spacerować czy biegać w otoczeniu, które się lubi. Od częstego przebywania nad wodą jest już nieduży krok do nauczenia się pływania. Nastrój lasu, jego zapach, poszycie, gwar ptactwa oraz drzemiąca w dzieciach bardzo silna potrzeba ruchu wystarczają, by poderwać się do biegu. Nie powinniśmy więc dopuścić do tego, aby dzieci zasklepiały się wyobrażeniowo i poznawczo w określonych „rewirach” podwórek i klatek schodowych.
A może my, dorośli, w tym szalonym tempie życia i jego uciążliwościach zatraciliśmy po prostu wartości dla tego życia najważniejsze?



[1] Śliwiński Wł., Zagrać w klipę, palanta i w zośkę, SPORTOWIEC 1983, nr 25.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz